Co właściwie mamy na myśli kiedy dziś mówimy rodzina? Czy małżeństwo bez dzieci jest rodziną? A para tej samej płci wychowująca razem dziecko? A starsze rodzeństwo od lat prowadzące wspólne gospodarstwo domowe?
Więcej tu pytań niż odpowiedzi.
Jak wynika z badań, zgodnie i bez wątpliwości nazywamy rodziną tylko tzw rodzinę nuklearną (para dorosłych osób płci przeciwnej wychowująca razem dziecko/ dzieci). Sytuacja zmienia się gdy mówimy o własnej rodzinie – tu już jesteśmy skłonni zmienić definicję..

Już w latach 90 XX w brytyjski socjolog Jon Bernardes zaproponował, wyprzedzając swoje czasy, aby za rodzinę uznać po prostu związek osób, które same się za nią uważają. Większość badaczy sądzi, że w rodzinie koniecznie musi być dziecko (biologiczne lub przysposobione), inni są zdania, że jego obecność nie jest warunkiem koniecznym dla mówienia o rodzinie. W/ g tego ostatniego sposobu myślenia rodziną jest po prostu para – dwójka dorosłych prowadzących wspólnie gospodarstwo domowe.. Część socjologów definiuje natomiast rodzinę przez praktyki, rytuały i emocje które ją tworzą.

Mamy więc definicyjny zamęt dotyczący tego czym jest rodzina na który nakładają się alarmistyczne komunikaty na temat jej końca.

Rzecz to nie nowa.
Od początku historii socjologii rodziny czyli końca XIXw systematycznie badacze wieszczą jej kryzys i koniec.
Również systematycznie wskazuje się na te same objawy “kryzysu” – coraz więcej par się rozstaje, a ludzie pobierają się rzadziej i później, rodzi się coraz więcej nieślubnych dzieci, kobiety się emancypują a w związku z tym ich role w rodzinie przestają być oczywiste. Brzmi znajomo, prawda?

Pytanie tylko czy to rodzina jest w ustawicznym kryzysie, czy po prostu jej struktura, funkcje i zasięg zmieniają się wraz ze zmianami społeczno gospodarczymi?

Ostatni spis GUS z którego możemy czerpać dane na temat typów rodzin w Polsce i ich liczebności pochodzi z 2011r – zważywszy na tempo przemian społecznych to dość dawno. Na temat tego, jak te dane wyglądają dzisiaj możemy jedynie spekulować.

Ale już te dziewięć lat temu rodziny nuklearne stanowiły ledwie połowę wszystkich rodzin, przy czym wliczane tu też były rodziny patchworkowe.
25% to małżeństwa bez dzieci, a reszta – monorodziny.
Gus w swoich statystykach w ogóle nie dostrzegał rodzin nieheteronormatywnych i związków typu LAT (Living Apart Together) – pary formalne i nieformalne mieszkające osobno.
Ponadto statystyki nie obejmują rodzin przyjacielskich razem mieszkających i prowadzących gospodarstwa domowe, często wspólnie wychowujących dzieci.

Jak wyglądałyby statystki po uwzględnieniu wszystkich realnie funkcjonujących modeli rodzin? I jaki wtedy procent z nich stanowiłyby rodziny nuklearne?

W różnego rodzaju badaniach socjologicznych respondenci do swojej własnej rodziny coraz częściej włączają osoby, z którymi mają intensywny kontakt, które się nimi interesują, pomogą w potrzebie, z którymi dzieli się przeżycia i emocje. Oraz, tych, którzy są pod ważnym dla nich względem do nich podobni (te same pasje, taki sam tryb życia).
Za tym sposobem postrzegania rodziny stoi poczucie, że rodzinę właściwie sami sobie wybieramy, kierując się uczuciem, podobieństwem, bliskością emocjonalną i zaufaniem.
A więzy krwi i urzędowa legalizacja są sprawą drugorzędną.